wtorek, 17 grudnia 2013

Jedno z wielu..

Kiedyś, daaawno temu dotarło do mnie że nie mam marzeń.
Jakie to głębokie, może zanim przeczytacie kolejne zdania załóżcie gogle do nurkowania ;)

Tak, więc ... mam może dziwne podejście ale żyjąc w takich czasach, i z takim podejściem do życia jak moje. Nie warto mieć marzeń. Warto za to dążyć do celu. Jeśli przykładowo ktoś "marzy" o podróżach, po cholerę o nich marzysz? Doprowadź do tego że pojedziesz gdzie chcesz i już. I co Ci da porozwieszanie pocztówek z miejscami które chcesz odwiedzić? Każde grosze które wydajesz na pocztówkę, odkładaj gdzieś... do skarbonki, słoika czy czegokolwiek i już będziesz bliżej podróży. Marzenie w mordę kopane. Wkurza mnie jak ktoś mówi że marzy o rzeczach/ sprawach a gówno robi w tym kierunku.


I nie, człowiek który nie ma marzeń nie jest smutnym i bezbarwnym człowiekiem, zapewniam. Ja, człowiek bez marzeń, żyję i zacieszam się wszystkim czym mogę, czym tylko potrafię. Czemu? Bo życie jest krótkie. 
Zastanów się nad sobą, i pomyśl kiedy ostatnio cieszyłeś się że leci Twoja ulubiona piosenka, albo kiedy miałeś czas nacieszyć się książką. Przeżyć ją, poznać bohaterów, i płakać jak jeden z nich umarł, bo już się do niego przywiązałeś? Kiedy ostatnio cieszył Cię shake chałwowy, ciastko czy inne cóś. I w tym momencie połowa z Was pomyśli, aaaa niedojrzała, albo nie ma problemów i myśli o pierdołach... Ha.
wręcz HA HA.
Za dużo gówna przelało się przez moje króciutkie życie żeby się nie ratować tymi "pierdołami". Powiadam Wam tylko, dążcie do celu. Nie oceniajcie ludzi po pozorach, ani po shake'ach chałwowych. I nie myślcie tylko o sobie i swoich problemach. 

z poważaniem
Kai

niedziela, 17 listopada 2013

Kiedy?

Zastanawiam sie kiedy minęły te trzy miesiace. Przeciez dopiero co wyszłyśmy ze szpitala...

Zu pięknie reaguje najpiękniejszym bezzębnym uśmiechem jaki widziałam na moja i eM'a twarz. "Śpiewa" - "Aaaaaaa" po czym robi minę pełną zaskoczenia że potrafi takie dźwięki tworzyć.
Ostatnio na szczepieniu dotarło do mnie jak bardzo Zu urosla, była tam też Pani z dzieckiem prawdopodobnie chwile po narodzinach... i tu dochodzimy do sedna. Zu rosnie jak szalona!!!! :)

Moze uda mi sie pisać jednak częściej niz raz na trzy miesiace... tak czy siak postaram sie ;)

Zdjecie porównawcze:

 początek sierpnia/ koniec października

sobota, 3 sierpnia 2013

270713

No i po ciąży ;)

Została nie brutalnie ale zakończona 27.07 o 13:00 a o 13:20 usłyszałam nie, nie płacz, WRZASK!
Została zakończona, ponieważ mój organizm zupełnie zignorował to że od 6:00 rano byłam na kroplówce "wywołującej" skurcze, do 12:30 wypił całą "porcję" kroplówy i nic. Więc o 13:00 przetransportowałyśmy się z Bloku Porodowego na Chirurgię i tak na świat przyszła szatynka Zuzanna, ważąc 2980g, mierząc 50cm :) i z ogromnymi stopami po Mamusi ;) co już mnie martwi że wyrośnie na Żyrafkę z problemem kupienia sobie obuwia ale kto by się przejmował butami mając tydzień? ;)

Jestem po uszy w niej zakochana.
pozdrawiam :) Mama Kai ;)


poniedziałek, 20 maja 2013

Wiosną ...



Kiedy całe życie mieszkasz na śląsku (i nie, na śląsku nie ma wiecznie sadzy, nie chodzi się po węglu,  drzewa są tak samo zielone jak wszędzie indziej, i widać błękitne niebo, i biale chmurki - takie sprostowanie dla tych co mają skrzywione pojęcie o Śląsku.) a później można się przenieść do Ukochanego który mieszka prawie nad morzem i codziennie słuchać mew, i czuć zapach morza to niesamowicie cudowne uczucie. Zwłaszcza jeśli właśnie zaczęło się lato i jest pięknie ciepło i wspaniała pogoda, a takie klimaty można było poczuć tylko na koloniach. Może dla niektórych to jest strasznie proste lub nawet trywialne ale mi osobiście sprawia to tak ogromną radochę że postanowiłam o tym napisać. Oczywiście nie było by w tym nic pięknego gdybym po prostu się tu przeniosła, i to że jest tu eM. jest największą radością z tego wszystkiego, reszta to tylko smaczki. Skrzek mew, mocniejszy wiatr pachnacy morzem, kawałek wody (staw?) już 7 minut spacerkiem od domu......pieknie jest.

I nie wiem czy to przez wiosne, czy przez to ze jestem szczesliwie zakochana, czy przez to ze jestem w ciazy. Ale zaczelam zwracac ogromna uwage na takie drobnostki. Ptaszek spiewa, kwiatki kwitna, czy Wyjka mruczy i juz jestem szczesliwa. To mi wystarcza.

A że ostatnio taką "drobnostką" jest nowy telefon! I Ci co chociaż trochę bardziej mnie znają wiedzą że technologia komórkowo/smartphonowa mnie kręci.
Moooowie Wam... mieć jakiś tam sprzęcik a później przeskoczyć tyle "etapów" w rozwoju komórkowym to robi wrażenie...

Więc powodów do radości mam jak widać co nie miara. Wiec kilka uśmiechów Wam wysyłam
:-) :-) :-)
Podzielcie się równo ;-)
Pozdrawiam.

wtorek, 14 maja 2013

Kai w kuchni.

Dzisiaj stwierdziłam że coś... bym napisała a pisać na siłę nie chcę, ale miałam jeden pomysł na notatkę w zanadrzu więc ją wykorzystać (how cleaver ;) ) 
więc przedstawiam Wam (jeśli ktokolwiek tam jest) przepis na pyszniste buły ;)



Buły są z ciasta krucho-drożdżowego i jest to ciasto które w oryginalnym przepisie było przeznaczone do ciasta typu makowiec / cynamonowiec. 


Przepis na ciasto (około 12 małych bułeczek):

Na stolnicy posiekać nożem 40 dkg mąki pszennej i 15dkg masła.
Dodać 5 dkg drożdży rozmieszanych w 3 łyżkach śmietany (lekko kwaśnej)
Pół utłuczonej laski wanilii lub otartą z 1/2 cytryny skórkę lub jakikolwiek inny zapacho/smak.
2 czubate łyżki cukru pudru.
1/3 łyżeczka soli

Posiekane ciasto zagnieść rękami, powinno być niezbyt ścisłe i lśniące. Gotowe ciasto formujemy w buły i robimy po środku dołek na "farsz" i teraz to może być marmolada, twaróg, nawet z masłem orzechowym robiłam tylko w wersji.... takiej:



Dajemy na blachę nasmarowaną masłem i pozwalamy ciastu rosnąć przez godzinę. Pamiętać! że ciasto rośnie więc porobić między nimi odstępy dość znaczne.

Wkładamy do nagrzanego do 180*C piekarnika i pilnujemy bo lubią się robić od 15 do 30 minut (nie wiem o czego to zależy)



Omnomnomnom!!!
polecam :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Nie do rozumienia tylko do kochania.

Sześć miesięcy za nami i tak jak był "spokój" i wręcz wydawało mi się podejrzanym że nie ma żadnych typowych objawów ciąży (mdłości, humorki, smaki itd.) to teraz powoli zaczynam nie tylko wyglądać ale i czuć się ciężarówką.
Jakiś czas temu zauważyłam że jeśli zaczynam się hihrać to później się sama nakręcam i umieram ze śmiechu.      Więc czytając takie i inne poradniki wnioskuję że można to podpiąć pod "huśtawkę emocjonalną". Chociaż muszę tutaj napisać że:
"Hormony", "Emocjonalna", "...W Twoim stanie...", czy inne bliżej spokrewnione z ciążą określenia wywołują u mnie krwiożerczą chęć zamordowania kogokolwiek kto powiedział to do mnie/ "mojego stanu".
Szlak mnie trafia, jak nagle WSZYSCY ( kij że lekarz czy tam pielęgniarka...) ale WSZYSCY są znawcami ciąży.. Baaa! Są takimi znawcami jakby każdy (oczywiście niezależnie od płci) urodził już po 10 dzieci.

ja pierdykam. Jeśli jeszcze raz mi ktoś powie że nie będę się wysypiać przez prawdopodobnie pierwsze 3/5 lat. Że dziecko trzeba karmić. Czy inne jakże głębokie i nieoczywiste rady to chyba przywalę w ten pomocny łeb.

Ale jeszcze nawiązując do "huśtawki".

Czy kobieta jest w ciąży czy nie. Spotkałam się z tym że faceci nie rozumieją kobiet.
Pomijając to że prawdopodobnie większość kobiet sama siebie nie rozumie, to jednak są pewne przypadki kiedy tego rozumienia nie potrzeba. Jeśli ktokolwiek czy to baba czy chłop ma atak śmiechu i świetnie się przy tym bawi, to czy ważny jest powód? Nie, niech się śmieje ile wlezie bo to potrzebne, zdrowe i rzadkie w tych czasach. A jeśli płacze.... to nie pytaj o co chodzi. Najpierw daj się wypłakać! Z resztą czy ktokolwiek byłby w stanie zrozumieć co ktoś mówi przez pociąganie nosem, smakrania i ogólną histerię? Nie. Trzeba dać się uspokoić. Przytulić czy pocieszyć. A jeśli chodzi o zapłakane kobiety w ciąży to nie warto pytać. Prawdopodobnie same nie wiedzą. Ale skoro muszą się wypłakać to ... no cóż ..życie.

pozdrawiam
Rozemocjonowana Burza Hormonów gotowa do ataku.


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Koci biznes

Całe życie miałam psa, na psach się "znam", potrafię stwierdzić kiedy jest wesoły, albo wściekły, kiedy chce się bawić a kiedy ugryźć...

Ale kot... kurrrrka toż to inna bajka jest i teraz uczę się Wyjki.

I patrząc na naszego kota nie rozumiem na jakiej zasadzie działa przemysł kocich zabawek...
Pies (znowu) inna bajka, moja psina co ostała się na śląsku z Mamą miała kawał poplątanego sznurka czule nazywanego "Frędzlem", miała maskotkę Kubusia Puchatka co się pałętał po domu i jest im wierna.

Wyjka odstała od Nas myszkę, takie cóś co ma w środku jakiś dzwoneczek, i jest oplątane sznurkiem tego samego typu co drapaki dla kotów. Ma uszka, nosek i ogonek.... i Wyjka ma to gdzieś.
Bo najlepszą zabawką dla kota jest, chusteczka higieniczna... paragon, reklamówka, karteczka samoprzylepna, sznurówki, sznurki przy spodniach, koperty po liście, czy rolki po papierze toaletowym, lub ręczniku papierowym.

I.. po co cokolwiek kupować skoro Wyj może mieć codziennie coś nowego? Przy okazji sprząta, bo znajdzie KAŻDY śmieć, papierek itd i przyniesie go Tobie żeby jej go rzucić. To akurat ogarniam bo raczej normalniejszym jest że to psy aportują więc po prostu trzeba było się przestawić że w tym domu to kot aportuje.

I co? I nie ogarniesz kota.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Stresik...

Powoli zaczynam łapać stresa, ale póki co na szczęście jest mały i prawie nie zauważalny. Poza tym to raczej normalne się stresować, że będzie się super odpowiedzialnym za TAKIE! maleństwo.

Ostatnio byliśmy z eM'em w okropnie wytwornym sklepie, jakim oczywiście jest Pepco ;) i oglądałam ubranka dla dzieciaczków... no i ok przyznam że te na "12-miesięcy" nie są przerażające... ale im mniej miesięcy na metce, i im mniejsze ubranie to ...stresik.. jak zobaczyłam 0-3 miesiąca to zaniemówiłam. Dosłownie.
I oczywiście że to nie ubrania są najważniejsze, i w życiu bym tak nie pomyślała, ale one cholernie uświadamiają osobę która w życiu noworodka nie widziała (czyt. JA) jakie to małe, kruche i delikatne.
Ale stres stresem ale świadomość że to maleństwo będzie Cie kochać, ile na początku błędów małych nie porobimy z eM'em jest niemożliwa. Poza tym myślę że ten stres jest zdrowy. Bo trudno w takim momencie myśleć o tym że będzie przepięknie i różowo i jakie kolorowe, śliczne, słodkie ubranka Mała będzie nosić. Bo to jest nie ważne. Grunt żeby miała ciepło, sucho (że się tak wyrażę) i miała co jeść. Bo miłości to jej nigdy nie zabraknie.


sobota, 6 kwietnia 2013

Kiedy nie ma pogody na wyjście..

Ludzie tacy jak ja i mój Najlepszy na świecie Mąż, którzy nie koniecznie lubią wychodzić z domu, nie mają potrzeby wychodzenia do "klubów" czy innych potupankowych miejsc, kiedy pogoda jest kijowa na spacer albo przejażdżkę nad wodę czy gdziekolwiek najlepszym rozwiązaniem na zagospodarowanie wolnego dnia jest popołudnie/wieczór filmowy. Także wczoraj taki właśnie sobie zorganizowaliśmy. Ja, eM i Wyjka :)


Ciepły koc, micha (jakże zdrowej ;) ) przekąski, dobry film albo dwa i jest pięknie!Wczoraj oglądaliśmy wybór eM'a : "Wojownicze żółwie ninja" z 1990 roku. I mój wybór (chociaż oboje znaliśmy już i już widzieliśmy) bo uwielbiam takie bajki : "Gwiezdny Pył" na podstawie książki Neil'a Gaimana. Przepięknie spędzony czas i przepiękna bajka... ostatnio w ogóle często oglądam bajki / opowieści fantasy. W ostatnim czasie oglądaliśmy też świetną bajkę "Rise of the Guardians". I film familijny (nienawidzę tego określenia, kojarzy mi sie z jakimś super totalnym chłamem, a nie wszystkie filmy "familijne" takie są) "Kroniki Spiderwick".

Fajnie jest uciec od "Faktów" / "Teleexpresu" / czy innych "ZobaczKogoZabiliIJakNaŚwiecieJestŹle" programów i obejrzeć bajeczkę. I walić to ile się ma lat. Jestem przekonana że z moimi wnukami też będę je oglądać, i nie dlatego że wnuki będą chciały żebym z nimi oglądała ale dlatego że ja będę miała ochotę obejrzeć ten film :)

Pozdrawiam :) a chwila relaksu została uwieczniona! :)






środa, 3 kwietnia 2013

No i gdzie ta wiosna?

Jak człowiek ma być szczęśliwy z poranka? Z planów na najbliższy dzień, na spacer czy choćby wyjście do sklepu kiedy za oknem obrzydliwie szaro, chlupa i zimno. Juz powinno być miło, i zielono i cieplej. Nie oczekuję upałów, wręcz mam nadzieje że wiosna będzie (jak już się łaskawie pojawi) równie długa co zima a po niej od razu przyjdzie jesień. Ale CIEPLEJ chociać 15*C mogło by już być...

Mam dość mojego zimowego płaszcza i kozaków. Czapki nie noszę wiec mi to lotto, ale gdybym nosiła to jej też miałabym juz dość! ILEŻ MOŻNA!

Gdzie słońce, i cienka kurtka i trampki?... Niby nic specjalnego ale czekam na dzień kiedy wyjście z domu z ubraniem się zajmie mi 4 minuty. A nie 10.

No i już chciałabym jakiegoś kwiatka czy roślinkę na balkonie zobaczyć... Albo chociaż zobaczyć możliwość że urośnie a nie zamarznie w nocy.

wtorek, 26 marca 2013

Kiedy ktoś dodaje "Związek X" do kocich genów.


Stwierdziłam że nigdy nie nudzącym się i dobrym tematem są zwierzęta. Ha! Ale nie byle jakie zwierzę, tylko Wyjka. Wyjka jest stworzeniem, które z zasady i genów powinno być kotem. Ale niestety coś nie poszło i okazała się być Wyjcem - Dachowcem - Piszczałką na dodatek z nadpobudliwością kończyn wszelakich.


Wyjka została przez nas adoptowana na początku stycznia, kiedy dowiedzieliśmy się z eM'em że w okolicach Bożego Narodzenia pod Urząd Miasta został podrzucony karton z 7/8 kociakami w środku. 

Wtedy oczywiście była maleńka, zakatarzona, i wiecznie spała. Teraz bryka, skacze i rozpędza się do nadświetlnej...sępi jedzenie gdzie tylko może ( gdzie znajdzie Jelenia który jej da ;) ) i oczywiśćie wszystkim jest się w stanie bawić, niezależnie czy to "coś" ma na to ochotę, np. palce u stóp eM'a lub moje około 3 nad ranem. ;) 

Zapewne jeszcze nie raz się pojawi, ponieważ mimo wszelkich jej wad, uwielbiam ją niesamowicie i jest małym puchatym chodzącym, mruczącym szczęściem. :)




poniedziałek, 25 marca 2013

Zachęcona...

Po dzisiejszej rozmowie z bardzo dobrą znajomą postanowiłam znowu spróbować opisywać co ciekawsze rzeczy z mojego życia. Wiele aż tak bardzo się nie dzieje, ale wiadomo czasami coś się przytrafi.

"Prowadziłam" wcześniej bloga, i słowo prowadziłam nie bez podstaw jest w cudzysłowie, ponieważ blog istniał od lipca 2010 roku i posiadał łącznie 15 notatek. Mam szczerą nadzieję że z tym będzie inaczej.

Ale, teraz mam też inne życie mimo wszystko. Wyszłam za mąż w listopadzie, zmieniłam miejsce zamieszkania z jednego końca Polski na drugi. Więc żyje mi się inaczej, rzec by można lepiej :)

Więc miejmy nadzieję że będzie i tutaj żywiej, niż na poprzednim blogu.